niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział I

Oto rozdział pierwszy części drugiej. Jak zapewne zauważyliście, zmieniłam czas narracji, gdyż wydaje mi się on bardziej odpowiedni do tej części. Gdyby jednak Wam przeszkadzał, piszcie. Nie chcę zdradzać rozwinięcia akcji, bo może Was zaskoczyć, zachęcam za to do zostawienia szczerych komentarzy.
Pozdrawiam Was wszystkich gorąco!
Patrycja/Rish


CZĘŚĆ II


ROZDZIAŁ I


- Nan, wstawaj. Ile czasu musi minąć, żebyś się wyspała, leniuchu? - Słyszę protest w głosie Kapitana Ameryki, gdy delikatnie dźga mnie w miękkie miejsce pod żebrami. Chichoczę.
- Już wstaję, przysięgam, daj mi tylko minutkę - mamroczę ciężkim od chrypki głosem. W międzyczasie, podczas przewracania się na drugi bok, by zrzucić z siebie ciężar mężczyzny, patrzę na zegarek. Która to godzina? Już jedenasta?! Ziewam, nim odtrącam dłoń szturchającą mnie uparcie w policzek. - Steve, błagam, oszczędź mnie, dopiero co wróciłyśmy z tej akcji, daj mi pospać... 
- Oh, racja, - w jego głosie słychać skruchę - zapomniałem o tym, że masz też misje beze mnie...  Tak bardzo cię przepraszam, Nancy...
Wzdycham cicho, nim wyciągam po omacku rękę w miejsce, gdzie powinna znajdować się głowa blondyna. Trafiam za drugim podejściem, po czym czochram jego włosy. Cóż, przynajmniej jedno z nas nie musiało ratować świata na kacu.
- Nic nie szkodzi, daj mi tylko pospać, skarbie. - Ruch pościeli towarzyszący wstającemu z łóżka Rogersowi usypia mnie w kilka sekund.
- Odpoczywaj. Kocham cię. 
Mruczę sennie w odpowiedzi.

***

Gdy wstaję po raz drugi, jest już wieczór. W głowie majaczy mi informacja o wyjściu do chińskiej knajpki ze Starkiem i Bannerem, odrzucam ją jednak od siebie, gdy rozciągam obolałe mięśnie. Ból głowy na szczęście zdążył już zniknąć i jestem prawie w stu procentach żywa. Ubieram się w wyciągnięte dresy i opuszczam zaciemnioną sypialnię. Przechodzę przez korytarz pokryty wycinkami z gazet i portali internetowych. 
Zawsze gdy go mijam, odnajduję w sobie dumę i poczucie spełnionego obowiązku. W ciągu tych lat nauczyłam się naprawdę wiele. Wszystkie momenty zwątpienia pozwoliły mi zbudować Nancy Choll, którą jestem dziś. Smutek i momenty troski tylko umocniły mój charakter. Zdecydowanie nie jestem już tą samą, zagubioną osobą. 
- Cześć, mała. O czym tak śniłaś? - z progu wita mnie męski głos. Patrzę na Clinta z rozbawieniem.
- Na pewno nie o tobie, Clint - nucę wesoło, siadając przy stole. Agent podchodzi z patelnią pełną jajecznicy i dwoma talerzami. 
- Czy Kapitan wie, że masz o nim brudne sny? 
Prycham oburzona na insynuację wychodzącej z kuchni Natashy. Blondyn chichocze pod nosem. 
- Nat pomogła mi zrobić kolację, także dziś nie umrzemy z głodu we śnie - mówi zadowolony, przeciągając się na krześle z szerokim uśmiechem.
- Mam ci przypomnieć, kto nie potrafił rozbić jajka bez uwalenia nim całej kuchni? - Warczy cicho ruda, klepiąc roześmianego mężczyznę drewnianą łopatką. 
Kręcę na to głową z rozbawieniem. Ta para jest tak urocza, gdy próbuje się nawzajem wykończyć...
- Lepiej jedzmy, jestem ciekawa efektu waszej współpracy - mówię z przesadnym entuzjazmem. 
W trakcie posiłku do kuchni wchodzi Bruce ubrany w kurtkę z miękkiej, wytartej skóry, pod którą chowa swoją niezastąpioną fioletową koszulę, i jasne dżinsy. Cała trójka wita się między sobą, po czym naukowiec rzuca mi taksujące spojrzenie.
- Nancy, mieliśmy wychodzić o dwudziestej... - mówi lekko zmęczonym głosem, zupełnie jakby pouczał mnie już setny raz (co jest prawdą, Bruce to taka nasza avengersowa mamusia).
- Przepraszam, Bru, kompletnie zapomniałam - kłamię z szatańskim uśmieszkiem, puszczając oczko krztuszącemu się ze śmiechu Clintowi. Barton wręcz płacze, gdy szatyn przenosi na niego swój wzrok urażonego szczeniaczka. Mężczyzna wygląda tak niewinnie, gdy nie zmienia się w zieloną maszynę pełną nienawiści i nieszczycielkiej mocy...
Podnoszę się z miejsca, biegnąc w miękkich skarpetkach z antypoślizgowymi wstawkami przez cały dom. Labirynt oklejonych korytarzy prowadzi mnie do drzwi z wielkim łapaczem snów na nich. Otwieram drzwi, wchodząc do pomieszczenia pomalowanego na ciemny fiolet, pełnego puchatych dywanów, sięgających podłogi ciężkich zasłon i zapachu zostawiających na wszystkich powierzchniach ślady z wosku świeczek. Mijam kilka niskich puf ustawionych przy wejściu, łapię zawieszoną na krześle przed toaletką pokrytą kosmetykami kurtkę, po czym przeskakuję zawalone kolorowymi poduszkami i ciężką, różową narzutą łóżko. Otwieram drzwi szafy znajdującej się obok drzwi do łazienki, łapię szybko wytarte dżinsy i wełniany sweter, nim wciągam je na siebie. W całym pokoju jest ciemno i duszno, przed wyjściem podchodzę więc jeszcze do ukrytego za kotarami okna i uchylam je. 
Kilkanaście minut później wychodzę razem ze starszym mężczyzną z przysłanego przez Starka samochodu. Knajpka wygląda na miłą i przytulną. W środku zostajemy poprowadzeni do stolika przez miłą, młodą kelnerkę. Mijając inne stoliki, zauważam kątem oka dziwnie znajomy blask zieleni. Po sprawdzeniu nie dostrzegam jednak nic dziwnego.
Na miejscu czeka Anthony. Zajmuje lożę dla czterech osób, popijając alkohol ze szklanki wypełnionej lodem. 
- Oto i ogórek! Przyprowadziłeś dzidzię? Gratuluje, kto jest szczęśliwym ojcem, mamusiu?
- Tony, bez takich żartów - mruczę zmęczonym głosem, zdejmując z siebie kurtkę i rzucając ją na wolne siedzenie. To samo, jednak z większą ostrożnością, robi Bruce. Z mojego miejsca widzę jego zmarszczone czoło i zagryzione usta. Biedak wciąż ma problemy z dogryzaniem Tony'ego. Mężczyzna siada jednak obok miliardera. - Jak mijał ci dzisiejszy dzień? Z pewnością miałeś dużo śmieci do ogarnięcia - mówię, mając przed oczami bałagan, jaki mijałam, gdy opuszczałam "bankiet" twórcy Iron Mana. Piwnooki śmieje się pod nosem, machając dłonią ze szklanką.
- Nie tknąłem tego syfu palcem! Mam od tego ludzi, słoneczko. 
W tym momencie przychodzi kelnerka, która zbiera nasze zamówienia. Po jej odejściu Bruce i Tony zagłębiają się w rozmowę na naukowe tematy. Milknę, wyciągając z kieszeni spodni telefon. 
Znajduję wiadomość od Steve'a. Wysłał ją kilka minut temu.
Już na miejscu?
Uśmiecham się delikatnie, wystukując odpowiedź. Chłopak martwi się o mnie tak bardzo.
Cała i bezpieczna, Kapitanie ;)
Niestety Rogers nie rozumie jeszcze mocy emotek, cieszy mnie jednak fakt, że w ogóle postarał się nauczyć obsługiwania telefonu. W dzisiejszych czasach naprawdę trudno ogarnąć wszystkie te funkcje, nawet ludziom, którzy nie tkwili w bryle lodu przez kilkadziesiąt lat. Obecnie jesteśmy na etapie tłumaczenia mu, na czym polega fenomen selfie, gdy można, jak to określił mój chłopak: "odwrócić to urządzenie, albo poprosić kogoś o zrobienie zdjęcia".
Cieszy mnie to.
 Telefon brzęczy ponownie zaraz po tym, jak mam zamiar schować go z powrotem do kieszeni dżinsów.
Pochodzi od nieznajomego numeru.
Spójrz w prawo.
Marszczę brwi, rzucając po chwili okiem na siedzących naprzeciwko mnie dwóch mężczyzn. Stark i Banner są zbyt pochłonięci rozmową, by cokolwiek zauważyć. Z ciężkim uczuciem na dnie żołądka spoglądam we wskazaną stronę.
Loki macha do mnie z szatańskim uśmiechem na twarzy. Otwieram oczy szerzej, po czym szybko zerkam w stronę moich towarzyszy. Wciąż rozmawiają, wzdycham z ulgą. 
Gdy patrzę na Laufeysona po raz drugi, bożka nigdzie nie widać. Nie dziwi mnie jego nagłe zniknięcie, w końcu lubi uciekać, by wzbudzić w swoich ofiarach lęk. 
To typowy przestępca, Nana, myśl o nim jak o typowym złoczyńcy...
Upewniam się, czy nie pojawił się te kilka stolików dalej, nie mogę go jednak dostrzec. Telefon wibruje w mojej ręce, zerkam więc na niego, ciężko przełykając ślinę. 
Udawaj, że to Rogers.
Marszczę brwi na tę wiadomość, zastanawiając się nad jej sensem, rozmyślania przerywa mi jednak denerwujący dźwięk mojego dzwonka. To ten sam numer.
- Kto to? - pyta naukowiec uprzejmym tonem. Stark widzi zmieszanie na mojej twarzy, po czym z zaciekawieniem próbuje dostrzec napis na wyświetlaczu. Chichoczę nerwowo, przyciskając urządzenie do piersi. 
- Steve dzwoni - mówię po chwili milczenia, starając się zachowywać bardziej jak speszona telefonem chłopaka kobieta, niż kontaktująca się z wrogiem, zadurzona w nim dziewczynka. 
- Nie odbierzesz? - Pyta Stark z niegrzecznym uśmieszkiem. Sekundę zastanawiam się nad tym, czy zdążę zetrzeć mu to zadowolenie z twarzy, nim Loki przestanie dzwonić. W końcu wstaję, posyłając chłopakom przepraszające spojrzenie. 
Szybko opuszczam restaurację, wciskając zieloną słuchawkę.
Stoję na zimnie jedynie w swetrze, wypuszczając z ust kłęby pary.
- H-halo? - Pytam roztrzęsionym głosem, obserwując mijające mnie samochody. Na zewnątrz jest już ciemno, drogę oświetlają jedynie uliczne latarnie i migające kolorowo szyldy okolicznych restauracji.
 - Wejdź w uliczkę po twojej lewej.
Jeszcze chwilę wsłuchuję się z napięciem w głęboki oddech mężczyzny, po czym zbieram w sobie całą odwagę i znikam we wskazanej uliczce. Ciemny korytarz ciągnie się kilkanaście metrów. Na samym końcu, w pogrążonym w kompletnym mroku zaułku, stoi mężczyzna z dłońmi migającymi zielenią. 
Podchodzę do niego szybko, po czym staję zaledwie metr dalej, mierząc go pewnym spojrzeniem. Wyciszam się i skupiam na celu, po czym w jednej sekundzie uwalniam krążącą we mnie moc. Ręce magika w jednej chwili gasną. 
- Ty... - zaczyna zdziwionym głosem z domieszką podziwu. Kiwam szybko głową, choć nie może tego zauważyć w panującej ciemności. 
- Sporo się nauczyłam, gdy cię nie było. Nie jestem już taka łatwa do pokonania. 
 Ochrypły śmiech jest dokładnie taki, jakim go zapamiętałam. Zaledwie sekundę później bez wydania choćby najcichszego dźwięku, Laufeyson atakuje mnie, próbując podciąć mi nogi. Nawet nie dziwi mnie fakt, że bożek traktuje mnie w ten sposób po dwóch latach rozłąki. To całkiem w jego stylu napadać tak na ludzi. W ostatniej chwili odskakuję, uderzając barkiem o ścianę budynku. Odbijam się szybko, mierząc w miejsce, gdzie bożek powinien stać. Trafiam jednak na pustkę. Zatrzymuję ruch, nim walnę pięścią w znajdującą się bardzo blisko pierwszej, przeciwległą ścianę. Cichy szmer szat bożka musi być wywołany specjalnie, by ułatwić mi lokalizację, każdy Avengers wie przecież, że Loki jest bezszelestny
Oh nie, nie dam mu się tak łatwo...
Skupiam się na mocy, która w ciasnej przestrzeni zajmuje prawie każdy kawałek. Tak duże jej skoncentrowanie odczuwam bez najmniejszego problemu. Loki ukazuje mi się jako skłębienie magii, teraz widzę całą jego postać. Uśmiecham się z satysfakcją, gdy ruszam z szybkością, na jaką pozwala mi tak mała przestrzeń, po czym skaczę na bożka, celując w mostek. Mężczyzna w ostatniej chwili odtrąca moją pięść, która ląduje gdzieś blisko jego biodra. W tym czasie wyprowadzam już następne ciosy, wspierając się na lewej nodze, gdy prawą unoszę na wysokość pępka Laufeysona. Loki łapie mnie mocno za nadgarstek, przez nieuwagę obrywa jednak, jęcząc na mocne kopnięcie. Gdy wyswobadzam się z jego uścisku, łapie mnie za kolano, przyciągając mocno do siebie. Syczę, gdy coś przeskakuje mi w biodrze. 
- Mam cię - szepce, muskając oddechem mój policzek. Zimno nie jest już tak dotkliwie odczuwalne, walka nas rozgrzała.  
- Nie puszczaj - proszę słabo, oddychając z małym trudem, gdy Loki przenosi moje ramię na swój kark, bym go nim oplotła. Jego dłoń leniwie zjeżdża po moich plecach, po czym zatrzymuje się w dole pleców. - Ah! - piszczę cicho, gdy szarpie mną w swoją stronę. Stykamy się klatkami, dysząc w swoje usta. 
- Będziesz moja - warczy. 
- Jestem - odpowiadam zgodnie z prawdą, napierając na jego usta. Dreszcz pełen elektryczności przechodzi przez mój kręgosłup, paląc miejsca, w których stykam się z mężczyzną ciałem. 
Zielonooki mruczy, puszczając moje udo, łapiąc w zamian garść moich włosów i ciągnąc je mocno.
Odrzucam głowę z jękiem, gdy przysysa się do skóry szyi. Nie mogę nabrać pełnego oddechu. 
W tej chwili nie potrafię pomyśleć o SMS-ach od Steve'a, ani o czekających na mnie przyjaciołach. Jak zwykle w takich momentach, moje myśli zajmuje tylko Loki. - Przyjdź w środku nocy - mamroczę w jego usta, wypuszczając drżący oddech. Po chwili uwalniam go z działania mojej mocy. 
Mag rozluźnia się, otaczając całe ciało zieloną poświatą, jakby sprawdzał, czy niczego nie zabrakło. 
- A co z rycerzykiem? - pyta ochrypłym głosem, mierząc mnie głębokim spojrzeniem. Odchodzę szybkim krokiem, odwracając się na chwilę w połowie uliczki.
- Steve ma swoją sypialnię - odpowiadam z uśmiechem, puszczając mu oczko. 
Przed wejściem sprawdzam godzinę, by sprawdzić, ile czasu nie było mnie w środku. Okazuje się, ze na walce z mężczyzną spędziłam dwadzieścia minut. Z ulgą dostrzegam dwójkę przyjaciół, którzy rozmawiają nadal z wielkim entuzjazmem.  
- Już jestem, przepraszam was bardzo - mówię, siadając przy stole akurat w momencie, gdy kelnerka przynosi zamówienie. Panowie nie wyglądają na bardzo poruszonych, zdecydowanie bardziej obchodzi ich parujące i rozsiewające słodki zapach jedzenie. 
Jemy w radosnej atmosferze, wymieniając się informacjami i żarcikami. Czuję się rozluźniona i szczęśliwa.
Dopiero wychodząc z restauracji zastanawiam się, skąd Loki wiedział, jak obsługiwać telefon. Zdecydowanie zbyt słabo go znam.

22 komentarze:

  1. Hej :-) rozdział jest świetny i czekam na następny z niecierpliwością :-) ciekawe skąd Loki wie jak używać telefonu :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. Omomom...No nareszcie *-*
    Wiec tak. Będę lecieć po punktach
    -Trochę przeszkadza mi narracja w czasie teraźniejszym. Wolałam poprzednia, ale Ty tu jesteś szefem i jesli uwarzasz, ze tak będzie lepiej dla nas, to się do tego dostosuje ^^
    -Po drugie. Jak zwykle skometuje Tonyego który jest najlepszy z całej tej zgrai. Po prostu kocham jego teksty i już.
    - Nancy mnie już troszkę troszkę wkurzyla. Rozumiem ze kocham Lokiego, ale najpierw mówi że tak łatwo jej nie pokona, a potem zaprasza go do siebie. To trochę nie odpowiedzialne, zwłaszcza, ze Steve, którego już mi szkoda, bo jego również lubię, mieszka obok w pokoju. Coś czuję ze będzie się działo.
    -A poza tym jak zwykle mi się podoba i czekam na więcej.
    pozdrawiam i zapraszam do siebie
    Lora :*
    opowiesciznarnii-noweczasy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, przerwać w takim momencie? ! błagam, nie rób kolejnej miesięcznej przerwy w dodawaniu postów bo muszę przeczytać dalszy ciąg :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Doczekałam się :D
    Rozdział świetny pod względem zawartej treści ;) Jednak... Nigdy nie byłam fanką narracji w czasie teraźniejszym :/ Ciężko mi się czyta. Cóż, twoja wola, a że bardzo lubię to opowiadanie to przetrwam ^^ Czekam na więcej i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ty możesz robić takie świństwo Kapitanowi Ameryce, przecież on ją kocha ale cóż twoja wola, ale reszta bardzo mi się podoba. Czekam na następny rozdział Elfka

    OdpowiedzUsuń
  6. Namcy zaczyna wydawać sie zbyt... Łatwa? Nie to co w pierwszej czesci.

    W kazdym badz razie swietnie ze znow piszesz i dalej czekam ra kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. o mamuniu. na to czekałam.
    taką dramę to ja lubię, błagam o następny rozdział!
    czytelniczka od długiego czasu, pani S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo czekałam na ten rozdział i ani trochę się nie zawiodłam !! Loki wrócił w wielkim stylu i mam nadzieję że wprowadzi mnóstwo zamieszania i ciekawych akcji :) z niecierpliwością czekam na kolejne teksty, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy z okazji Mikołajek dostaniemy kolejny rozdział? :-D

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaaaa! Słońce moje, wróciłaś! Jak mi Ciebie brakowało. Zabieram się do czytania ( ˘ ³˘)❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Wstawiaj kolejny rozdział, bo nie mogę się doczekać! 💕

    OdpowiedzUsuń
  12. Jesteś świetna, podziwiam cię całym sercem! Masz niezwykły talent (mówi ci to osoba uzależniona od literatury). Czas nie gra tu roli, gdy fabuła tak niesamowicie wciąga.Mam tylko jedno pytanie, czy Nana nie czuła wyrzutów sumienia z powozu tego co zrobiła? Chyba nie jest tak okrutna i bezwzględna (może się trochę zagłosowałam, ale to nie daje mi spokoju)? Z utęsknieniem i ogromnym zaciekawieniem czekam na dalszy
    ciąg... ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie ma wglądu w swoje emocje- jest tak zafascynowana przybyciem Lokiego, że nie myśli o niczym innym. Przebywanie w jego towarzystwie odciąga ją od innych zajęć, poświęca mu całą swoją uwagę, to dlatego tak łatwo zapomniała o swoim chłopaku ;)

      Usuń
  13. Właśnie skończyłam czytać wszystkie wpisy. To jest świetne! Wow, ale dobrze udało Ci się odwzorować harakter Lokiego! Naprawdę super, moje uznanie. Na następny wpis czekam niecierpliwie jak dziecko na prezent pod choinkę 😉

    OdpowiedzUsuń
  14. Bo cóż, opłacało sie czekać bo ostatnie wpisy naprawde zachęcają do pozostania na tym blogu. Już czekam na następny rozdział cx

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy z okazji świąt dostaniemy nowy rozdział? Osobiście bardzo na to liczę, nie mam już czego czytać, a odwiedzam zazwyczaj kilkanaście blogów na raz ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział super - żadnych negatywnych uwag.
    Kiedy będzie następny? Umieram z niepewności :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Haloo? Czy autorka zapomniała o blogu?

    OdpowiedzUsuń
  18. Skończyłam czytać twoje opowiadanie kilka sekund temu i błagam cię (tu pada na kolana) dodaj następny rozdział. Masz wyjątkowy styl pisania, uzależniający. Pisz dalej i to szybko.
    Pozdrawia, Candy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy next? Zamierzasz to kontynuować?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze- motywują mnie do dalszej pracy! <3