Dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze! Oto nowy rozdział, dodaję go wcześniej, niż zamierzałam, ale mam nadzieję, że to Was ucieszy. Poprosiłabym również o Wasze komentarze pod tym postem, bo bardzo mnie motywują. :) Miłego czytania!
ROZDZIAŁ III
- To jego wspólniczka, uważaj na nią - głos rudej
agentki zabrzmiał w moim uchu, przestrzegając mnie przed kobietą, która
naprawdę prezentowała się wspaniale. Rzuciłam okiem na długą, zieloną,
połyskującą suknię szatynki, po czym uśmiechnęłam się delikatnie i
stanęłam bokiem do tej pozaziemskiej pary, mówiąc jednocześnie do
dwójki.
- Dobry wieczór. Co podać? - Zapytałam uprzejmie, chowając
kosmyk włosów za ucho. Ręce mi się trzęsły, co zauważyłam z niemałym
zdenerwowaniem, splotłam je więc za plecami, starając się wyglądać
bardziej profesjonalnie.
- Rozprosz ich czymś.
Kolejne polecenie
padło ze strony Natashy niemal zaraz po tym, jak skończyłam mówić.
Spojrzałam szybko na stolik, szukając na nim czegoś, co mogłoby mi
pomóc. Kieliszek z winem wręcz prosił się o to, by go wywrócić. Niestety
nie mogłam się dłużej zastanawiać nad spełnieniem swojego zadania, gdyż
mężczyzna o zielonych tęczówkach odwrócił twarz w moją stronę,
lustrując mnie wzrokiem. W jego spojrzeniu kryło się coś, co wzbudzało
we mnie lęk większy niż ten wywołany opowieściami o nim. Poczułam się
naprawdę malutka. Zignorowałam jednak przerażenie, które we mnie
wybuchło, uśmiechając się szerzej.
Od słów Tashy minęły może ze
trzy sekundy, tyle jednak się stało, że nie mogłam ocenić, ile czasu
wahał się Loki, nim powiedział, że jeszcze nie jestem potrzebna. Nie
było w tym ani trochę ciepła, co tylko mnie dobiło. Wypowiedź mężczyzny
brzmiała władczo, zupełnie jakby osoba ta z góry zakładała, że jestem
tam, by jej służyć. Pomyślałam nerwowo, że w pewnym sensie Loki ma
rację.
Starałam się jednak trzymać, w końcu byłam jedną z Avengersów...
Z każdą kolejną częścią sekundy zaczynałam w to coraz bardziej wątpić.
-
W takim razie może zabiorę niepotrzebną kartę - rzuciłam niby
beztrosko, wyciągając rękę w stronę jednego z trzech menu. Nie zdążyłam
zastanowić się nad tym, dlaczego jest ich tyle, skoro przy stoliku
siedzą dwie osoby, gdyż dostrzegłam niezwykłą możliwość wypełnienia
mojego zadania.
Łapiąc w ręce spis potraw ugięłam nieco rękę w
łokciu, trącając kieliszek i rozlewając napój na kobietę, która jak
dotąd siedziała cicho. Widząc co zostało z jej niegdyś czystej i
zachwycającej sukienki, otworzyła szeroko usta, mierząc mnie wściekłym
spojrzeniem.
- Uważaj, co robisz! - Pisnęła wysokim głosem, wstając
od stołu i sięgając po białą serwetkę leżącą obok pustego talerza. Inni
goście restauracji odwrócili wzrok od swoich dań i partnerów, przenosząc
go na scenę, w której brałam udział. Poszkodowana nadal ganiła mnie
swoim niezwykle wysokim głosem, który zapewne zmienił barwę z powodu jej
zdenerwowania. Zaczęłam przepraszać, dostrzegając kątem oka
przyglądającego mi się w skupieniu Lokiego, który ani o centymetr nie
ruszył się ze swojego miejsca. Znów brakowało mi czasu, by zastanowić
się nad jego zachowaniem, gdyż dotarło do mnie, że Tasha z pewnością
potrzebuje więcej czasu.
Zmusiłam się więc do przełamania lęku i
sięgnięcia w tę samą stronę co blond włosa kobieta. Zrobiłam to nieco
gwałtowniej i szybciej, przez co nasze dłonie zetknęły się przy
chusteczce, wydobywając z gardła dotkniętej głośniejszy pisk. Zdziwiło
mnie to, że w ogóle nic nie poczułam, gdy nasze palce musnęły o siebie.
Nim zdążyłam zareagować, postać w zielonej sukni rozpłynęła się w
powietrzu, a mnie złapała silna dłoń, miażdżąc moją rękę w naprawdę
bolesnym uścisku.
Spojrzałam na sprawcę tej dziwnej sytuacji,
otwierając szerzej oczy. Ze strachu wypuściłam menu, czując jak uginają
się pode mną kolana. Mężczyzna o naprawdę przerażających swoją barwą
zielonych oczach, które świeciły jakimś błyskiem czystego szaleństwa,
stał dokładnie za mną, podczas gdy jego sobowtór nadal przyglądał mi się
z miejsca na krześle. Spojrzałam w tamtą stronę, dostrzegając
rozpływającą się iluzję.
- Puść mnie! - Rozkazałam ochrypłym ze
zdenerwowania głosem, wykręcając rękę, chcąc użyć jakiejś techniki
walki, bądź chociażby rozproszyć jakoś asgardzkiego boga. Nie wiem, skąd
wzięło się we mnie wtedy tyle odwagi, musiała być to sprawka buzującej w
moim żyłach adrenaliny. Wątpię, bym potrafiła zwrócić się w ten sposób
do tak niebezpiecznego mężczyzny w innych okolicznościach.
Moją
szamotaninę przerwało zielone światło, obiegające dłonie osoby za mną,
które rozproszyło mnie skutecznie w tamtej chwili. Czy to była magia,
przed którą mnie ostrzegano?
Dotarło do mnie, że w jakiś dziwny
sposób moja moc nie działa na Laufeysona, szarpnęłam się więc nieco
mocniej, chcąc mu uciec. Ten jednak zaśmiał się cicho, sprawiając, że
zmroziło w mnie w jednej chwili. Chyba jeszcze nigdy nie czułam takiego
strachu, jak wtedy, będąc trzymaną przez nieznanego mi mieszkańca innej
planety, w którego oczach czaiła się chęć zabicia mnie.
- Uciekaj
natychmiast - padły słowa agentki Romanoff, które ledwo zdążyłam
usłyszeć przez szumienie krwi w mojej głowie. Goście restauracji robili
się coraz bardziej ciekawi rozwoju sytuacji, wychylając się zza swoich
stolików i robiąc spory hałas coraz głośniejszymi rozmowami. Orkiestra
przestała grać, widząc szarpaninę, która miała miejsce w rogu
pomieszczenia.
Ktoś krzyczał, żeby brunet mnie puścił, podczas
gdy on warczał pod nosem coś o głupocie Midgardczyków. Natomiast Tasha
pojawiła się w tej samej chwili, w której Laufeyson uśmiechnął się
przebiegle. Kopnęłam go z całych sił, gdy przycisnął mnie plecami do
swojej piersi, robiąc ze mnie tarczę przeciw rudej. Patrzyłam na nią
szeroko otwartymi ze strachu oczyma, gdy biegła przez salę, jednocześnie
krzycząc do mnie, bym jak najszybciej uciekała.
- Nawet nie próbuj
mnie atakować, żałosna agentko.
Poczułam wibracje towarzyszące
wydobywaniu się z wnętrza Lokiego tych pełnych pogardy słów. Natasha
przystanęła kilka metrów przed nami, wiedząc, że nie może się już ze mną
komunikować, bo Kłamca wyczyta słowa z ruchu jej ust.
- Czego od niej chcesz? - Pytała, przykucając nieco, patrząc na niego uważnie, wyglądając jak przyczajony kot gotowy do skoku.
W
tamtej chwili potrafiłam jedynie myśleć o tym, jak bardzo Romanoff musi
mnie nienawidzić. Zepsułam jej zadanie i dodatkowo utrudniłam je, dając
się schwytać przestępcy. Nie potrafiłam nawet zadziałać na jego magię!
Dlaczego Loki musiał być jedną z tych osób, na które moja ograniczająca
zdolności moc nie działała? Steve, Natasha i Clint także należeli do tej
grupy. Ale dlaczego bóg oszustw?!
Mężczyzna za mną nie odpowiedział
od razu, byłam więc pewna, że rozmyśla nad słowami, które miały zaraz
paść z jego ust. Chęć udowodnienia rudej, że nie jestem tylko kulą u
nogi sprawiła, że poczułam w sobie jeszcze większą chęć walki.
W
przypływie pewności siebie cofnęłam się mocno do tyłu, opierając się na
mężczyźnie stojącym za mną całym ciężarem ciała. Bóg zachwiał się lekko,
ale nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku, odbierając mi nadzieję na
ucieczkę. Po chwili przywołał mnie do porządku mocnym kopniakiem w
kostkę, który wystarczająco wytłumaczył mi, dlaczego mam się nie ruszać.
- Oddajcie mi Tesseract - zażądał tylko, rezygnując zapewne ze
słownych gierek, pragnąc uzyskać cenny przedmiot poprzez bezpośrednie
żądanie.
Ktoś za nami zauważył, że Laufeyson rozmawia z rudą, w
dodatku rozpoznał ją i krzyknął głośno, kim jest owa kobieta. Romanoff
skrzywiła się lekko, gdy do sali wbiegł Kapitan Ameryka.
- Spadaj
stąd, Rogers. Dobrze sobie radzę - mruknęła niskim głosem, ignorując
słowa Lokiego. Ten warknął cicho w odpowiedzi na takie potraktowanie
jego osoby, jednocześnie przykładając mi coś zimnego i ostrego do
gardła. Zaraz...
Skąd on wziął mój nóż?!
- Powiedzcie mi, gdzie
znajduje się Tesseract, albo zabiję waszą wspólniczkę - zagroził,
przyciskając ostrze tak mocno, że przecięło moją skórę, wydobywając na
zewnątrz trochę krwi. Jęknęłam cicho, zaciskając powieki. Szczypało.
Steve poruszył się gwałtownie, postępując krok do przodu. Czułam się jak bezbronne dziecko, które on wiecznie musiał ratować.
Głosy
gości restauracji coraz częściej zdradzały ekscytację pojawieniem się
Avengersów. Mimo zagrożenia, jakie sprawiała broń, szarpałam się cały
czas, starając się jakoś osłabić wroga stojącego za mną. Już nawet mi
się udawało, lekko wyszarpnęłam nadgarstek z jego uścisku, sięgałam po
drugi nóż, biorąc jednocześnie głęboki, uspokajający wdech, gdy w
asyście podekscytowanych krzyków przez drzwi frontowe wpadł Thor.
-
Loki, bracie, proszę... - Powiedział niemal od razu, wpatrując się
zapewne prosto w oczy mojego oprawcy. Na widok asgardzkiego boga numer
dwa Natasha przeklęła naprawdę brzydko, każąc Rogersowi się go pozbyć.
Loki
zauważył swojego brata, który z prawdziwym bólem w oczach biegł w jego
stronę, dzierżąc w ręce swój młot o potężnej mocy. Wiedziałam, że jeśli
się zbliży, nie będzie miał z niego żadnego użytku. Musiałam natychmiast
coś zrobić, by blondynowi i reszcie moich przyjaciół nie stała się
krzywda.
Moja dłoń zamarła naprawdę blisko ostrza noża, gdy
zielonooki wyciągał swoją, bez problemu przywołując dziwnie wyglądającą
laskę. Na chwilę byłam wolna, mogłam uciec, trwało to jednak
zdecydowanie zbyt krótko, w dodatku wciąż groził mi nóż, dotykający
mojej skóry.
Loki objął mnie znów, sprawiając, że westchnęłam cicho z
bezradności. Zrobił wtedy coś, co zatrzymało mężczyznę w czerwonej
pelerynie i wydobyło z niego naprawdę żałosny jęk. Brunet chwycił mnie
mocniej w pasie, odbierając mi dech i wywołując na twarzy Rogersa coś na
kształt grymasu złości.
- Jeszcze tu wrócę - syknął przez
zaciśnięte zęby, ciągnąc mnie ze sobą w bliżej nieokreśloną otchłań,
która pochłaniała nas coraz bardziej. Zdążyłam jeszcze dostać pociskiem,
który wystrzeliła Tasha, nim całkowicie straciłam przytomność.
Bardzo fajny rozdział...
OdpowiedzUsuńJeej, ale mi się podoba jak Ty piszesz, aż mnie bierze trochę na zazdrość... na prawdę jesteś w tym dobra.
Polubiłam Twoją bohaterkę, wydaje się być na prawdę warta sympatii...
Szkoda tylko, że tak szybko zakończyłaś ten rozdział, więc pozostaje mi tylko czekać na kolejny...
Tylko nie pisz go długo xD. Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny.
ogien-i-lod.blogspot.com - zapraszam tak w międzyczasie.
ohohohoho jeszcze oberwała od Natashy ....co za ofiara z tej głównej bohaterki xD
OdpowiedzUsuńsorry za jej obrażeie, bo w tym zamieszaniu to możliwe, ze tak oberwała, nawet się ciesze że całkiem cało z tego nie wyszła, bo to byłoby dośc naciagane, ale mam nadzieję, ze nie będzie też maksymalnie umierająca
czekam na newsa
pozdro
Wszystko jest , ta agresywność, super opisujesz emocje. Ciekawi mnie jak piszesz opowiadania na język polski, hehehe ;pp
OdpowiedzUsuńObserwuje i zapraszam :
this-is-paranormal.blogspot.com
Ale emocje. Wow :O. Świetnie je ukazujesz. To sprawia, że przeżywam to co czytam, a nie często mi się to zdarza, jestem pod wielkim wrażeniem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawia Anka ;)
Wow, jaka akcja :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, kocham twój styl :)
Czuję się jakbym to ja uczestniczyła w tych wydarzeniach :)
Naprawdę dobra robota :)
Zapraszam do mnie na rozdział V :)
Pozdrawiam i przepraszam za spam :D
czarnystroz.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOOOo kolejny blog z Lokim, to bardzo miłe :). Główna bohaterka to rzeczywiście trochę ciapa, ale może potem się rozkręci i ciekawe dlaczego jej moc nie działa na Lokiego (no wiadomo, że on musi coś odwalić bo co to by było gdyby u niego wszystko normalnie było). Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie : http://bialelubczarne.blogspot.com
czekam na następną część:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ♥
jugii.blogspot.com - kllik! ♥