CZĘŚĆ I |
ROZDZIAŁ I
- Życie jest pełne sprzeczności - stwierdziłam niezwykle poważnym tonem, patrząc na niemniej skupioną twarz samego Nicka Fury'ego. Mężczyzna łypnął na mnie jednym okiem, mrużąc je zagadkowo. Czułam się źle pod tym spojrzeniem, ale nie okazałam zdenerwowania. Pobawiłam się chwilę palcami, próbując zgadnąć, o czym ten człowiek myślał. Zajęło mi to chwilę, naprawdę długą chwilę. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak na mnie spojrzał. Odwróciłam od niego wzrok, dając mu wygrać tę bitwę na spojrzenia. Zażenowanie pojawiło się na mojej twarzy w postaci rumieńców. Niech jednooki myśli, co chce - pomyślałam, robiąc naburmuszoną minę, gdy cała pogoda ducha, z jaką przyszłam na to spotkanie, wyparowała.
Tylko on jeden wiedział, co chodziło mu wtedy po głowie. Jeszcze jakiś czas siedziałam w milczeniu, słysząc jedynie jego cichy oddech. Puste pomieszczenie zajmowane było jedynie przez stolik i dwa zajęte przez nas krzesła. Ściany wyglądały na solidne, jedynie jedna była lustrem weneckim. Byłam niemal pewna, że stoją za nim ci cali Avengersi.
Zerknęłam w tę stronę, poprawiając wpadające do oczu włosy.
Nick naprawdę musiał być cierpliwy- nie odezwał się ani razu, czekając aż rozpocznę swoją historię. W końcu zlitowałam się nad nim, podejmując przerwany wątek:
- Nie miałam pojęcia, że umiejętność, którą dysponuję, potrafi wywołać tak wiele skrajnych emocji. Z jednej strony osłabiam innych, z drugiej wzmacniam obcych.
To całkiem zabawne, jakby na to spojrzeć. W moim krótkim życiu było już parę sytuacji, w których potrzebowano kogoś z moją umiejętnością. Takie oferty nie były niczym nowym.
- Chcecie mojej pomocy, prawda? Nie rozumiem tego. Po co wam pomoc mutanta, Nick? - zakończyłam, zagryzając wargę, gdy zwróciłam się do niego po imieniu, w napięciu oczekując reprymendy. Nie odpowiedział jednak, przenosząc w końcu wzrok ze mnie na papiery, które miał przed sobą. Uwolniona od natarczywego spojrzenia wyprostowałam się nieco na krześle. Fury chrząknął cicho, przerywając moje rozmyślania na temat zawartości dokumentów. Wręcz świerzbiły mnie ręce by spojrzeć, co kryją za sobą czarne literki.
- Chcemy przyjąć cię do Avengersów. - Poderwałam głowę do góry, odrywając wzrok od wytłuszczonego pisma, które przebijało się przez biel kartek.
- Słucham? - Zapytałam dla pewności, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
On żartuje, prawda? Racja, w mojej wypowiedzi padło stwierdzenie, że jestem mu potrzebna, ale nie mówiłam poważnie.
Nick nie odezwał się, sięgnął za to do przodu, chwytając dokument, powoli przewracając go na drugą stronę. Robił to w tak ślimaczym tempie, że cała gotowałam się w środku. Moje oczy niemal natychmiast zaczęły śledzić tekst. Otworzyłam je szerzej, czytając warunki umowy, która miałaby zostać między nami zawarta.
Myślałam wtedy, że już nic mnie bardziej nie zaskoczy. Jakie było moje zdziwienie, gdy czytając tekst po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że Nick pragnie mojej przynależności do Avengersów...
Kiedy wspominałam tamte chwile, ogarniało mnie dziwne wzruszenie, sięgające roztopionego nagle serca i mokrych od łez oczu. Tak wiele się zmieniło...
- Nancy Choll, czy byłabyś rada podać mi ten przedmiot zmieniający obrazy w telewizjerze? - zapytał Thor, asgardzki bóg, który w swoim kosmicznym odzieniu i z młotem w ręku, rozłożony na wielkiej kanapie, wyglądał niezwykle zabawnie. Zaśmiałam się pod nosem, sięgając po pilota.
- To telewizor, Thorze. I proszę, mów mi po prostu Nancy - westchnęłam, podając przedmiot nieco wybitemu z tropu mężczyźnie.
Blondyn był jedną z dwójki osób, które najbardziej lubiłam. W całej tej siedmioosobowej zgrai było jak dla mnie za dużo wielkiego ego Starka, zbyt mało pogawędek z Bannerem, które nie kończyły się zniszczeniami naszej "bazy" i zdecydowanie cała masa niezrozumienia dla relacji Tashy i Clint'a. Sławny Kapitan Ameryka- wiecznie uprzejmy i oddany - tylko z nim utrzymywałam przyjacielskie stosunki. Avengersi nie mogli zaakceptować tego, co robiłam, przebywając w ich pobliżu.
Tak po prostu odbierałam im zdolności, o które walczyli ciężkimi treningami i tragicznymi przeżyciami. Steve Rogers potrafił jednak zrozumieć, że nie ode mnie to wszystko zależy.
Zapewne moja umiejętność nie byłaby problemem, gdybym żyła z dala od tej grupy bohaterów. Bez sensu było trzymanie osoby odbierającej wrodzone i część nabytych umiejętności razem z osobami, które dzięki tym właśnie umiejętnościom ratowali ludzkie życie. Całymi dniami siedziałam w jednym mieszkaniu, starając się zrozumieć, po co przynależę do Avengersów, skoro nawet nie przydaję się na ich misjach.
Jaka ze mnie superbohaterka? Każdego dnia zadawałam sobie to pytanie. Nie mogłam zrozumieć Nicka. Tak więc jedynie Steve wspierał mnie w tej dziwnej sytuacji. Reszta traktowała mnie bardziej jak stażystkę, niż prawdziwą agentkę. W pewnym stopniu przyznawałam im rację. W końcu nic niezwykłego mnie nie wyróżniało. W walce zawsze ktoś mnie pilnował, bo radziłam sobie jedynie z rzucaniem przedmiotami. Kto używa noża do oszołomienia niebezpiecznej, pozaziemskiej lub po prostu trudno zniszczalnej istoty? To taka błaha broń... Przydawała mi się jednak w walkach domowych, gdy Tony rzucał denerwujące mnie teksty, albo Clint kradł mój budyń.
I tutaj zaznaczę, że budyń jest tylko i wyłącznie mój. Kilka dziur w ręce uświadomiło to innym domownikom, chociaż potrzebowali zaskakująco dużo czasu.
Niecodzienna umiejętność działała bez mojej zgody, przez co miałam z nią sporo kłopotów. Wystarczyło, że zbliżyłam się do kogoś, jakby to określić... Niezbyt przeciętnego. Stojąc w pobliżu na przykład takiego Thora, odbieram jego umiejętności. Bóg nie mógł władać nad Mjölnirem, piorunami, tracił swą siłę i stawał się mało użyteczny.
Stark zażartował kiedyś, że gdy stoję w pobliżu Bannera, można go swobodnie obrażać i denerwować, bo mózgowiec traci wtedy swe zdolności przemiany. Jedynie ta moc sprawiała, że byłam w jakiś sposób wyjątkowa. Nic innego mnie nie wyróżniało.
Mój styl z pewnością nie zachwycał, o czym cały czas mówił sławny twórca Iron-man'a. Naprawdę nie przejmowałam się krytyką, ale ile razy można było mówić, że w rozciągniętych swetrach i puchatych skarpetkach nie wyglądałam kobieco? Po co mu świadomość tego, że gdzieś tam w domu jest sobie Nancy, która rozpuściła włosy, pomalowała się i ma na sobie ładne ubrania, które nie są ubrudzone budyniem? Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć tego człowieka.
Przeciągnęłam się na miejscu obok chrapiącego już Thora, zabierając z kanapy krzyżówki, które rozwiązywałam. Zdjęłam okulary z nosa i przetarłam oczy, ziewając przy okazji. Sięgnęłam po koc i okryłam nim boga piorunów, po czym ruszyłam przez ciemne już korytarze naszej rezydencji. Mijałam pokoje, słysząc dobiegające z nich ciche odgłosy rozmów, pisania, czy nawet przewracania kartek. Jednym z moich atutów był naprawdę dobry słuch. To zadziwiające, że nie załamałam się jeszcze przez te wszystkie plotki na mój temat, które pochwyciłam za pomocą słuchu.
Doszłam do hali, która służyła nam za salę do ćwiczeń. Była dobrze wyposażona, korzystaliśmy więc z niej często. Dostrzegłam łunę światła, wychodzącą przez szparę w drzwiach. Ze środka dobiegały również głuche odgłosy uderzania pięściami o worek treningowy. Byłam pewna, że to ten dźwięk. Potrafiłam rozpoznać go nawet przez sen.
Zapukałam delikatnie w drzwi, po czym uchyliłam je i weszłam do środka. Widok Rogersa nie zdziwił mnie w żadnym stopniu. Tylko on był w stanie siedzieć w tej sali kilka godzin i bezmyślnie walić w worek.
- Steve... - zaczęłam cicho, postępując kilka kroków do przodu, by znaleźć się bliżej blondyna. Mężczyzna wzdrygnął się lekko, jakby wyrwany z transu. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął lekko.
- Dlaczego nie śpisz? Przecież wiesz, że musimy jutro wcześnie wstać a ty masz problemy ze snem - powiedział z wyrzutem, patrząc na mnie karcąco. Nie mogłam wytrzymać tego spojrzenia. Wyglądał wtedy o wiele starzej niż w rzeczywistości.
- Zachowujesz się jak mój dziadek! - Jęknęłam, zakrywając się teatralnie rękoma w geście załamania. Blondyn roześmiał się cicho w reakcji na nawiązanie do jego prawdziwego wieku.
- Idź spać - powiedział tylko, czarując mnie najpiękniejszym ze swoich uśmiechów. Nigdy nie robił tego świadomie, chłopak po prostu nie miał pojęcia, jaki jest czarujący.
- Zagrajmy w karty... - poprosiłam, wydymając dolną wargę. Steve pokręcił głową w geście rozbawienia.
- Jutro.
- Obiecujesz? - Dobrze wiedziałam, że miał wiele na głowie, nie mogłam jednak powstrzymać się przed zapytaniem, tak dla pewności.
Mężczyzna wziął z ziemi torbę, po czym ruszył w moją stronę, niosąc ją do wyjścia. Zatrzymał się przy mnie, zerkając zabawnie z góry. Prawie wszyscy w tym domu byli ode mnie wyżsi. I to nie z powodu mojego wieku, bo, halo, miałam dziewiętnaście lat! Powinnam już przestać rosnąć i jestem niemal stuprocentowo pewna, że tak się stało dawno temu. Inaczej miałabym ponad sto siedemdziesiąt centymetrów a nie marne sto sześćdziesiąt sześć.
- Obiecuję - powiedział, czule targając moje włosy. Zaśmiałam się na ten gest, bijąc go pięścią w pierś. - Dobranoc - rzucił jeszcze, po czym zniknął za drzwiami, zostawiając mnie samą na sali. Westchnęłam cicho, idąc jego śladem. Już kilkadziesiąt minut później leżałam w łóżku, myśląc nad obietnicą, którą złożył mi przyjaciel.
***
Następne dni mijały w zastraszająco wolnym tempie. Zero zajęć, jakichkolwiek misji, za co w duchu dziękowałam, bo nie musiałam siedzieć w domu sama, czy nawet wieści od Fury'ego. Cisza.
Byłam niemal stuprocentowo pewna, że szykuje się coś wielkiego. Nie wiedziałam jednak, czy powinnam się bać. Już kilka razy opróżniłam cały mój zapas budyniu, który zazwyczaj starczył mi na trzy dni.
Już pierwszego dnia naszego słodkiego lenistwa Thor udał się na swoją ojczystą planetę, żegnając ukochaną i przyjaciół na czas nieokreślony. Bez niego było jeszcze nudniej, co objawiało się w moim niezadowoleniu i częstszym pojawianiem się dziur w ścianach. Doszłam do wniosku, że muszę być stuknięta, skoro tak lubię psuć ten budynek.
- Misiaczku - zagadał mnie Stark, z którym, o dziwo, ostatnio dogadywałam się nawet dobrze. Podniosłam wzrok znad krzyżówek, poprawiając swoją pozycję na kuchennym stołku. - co powiesz na to, żebyśmy wyskoczyli na miasto? Zabawiłbym się. Wziąłbym ze sobą ogórka, ale to straszny sztywniak. - nawet nie kłopotał się tym, żeby przyciszyć głos. Banner zareagował stłumionym mruknięciem, wracając do lektury o samoopanowaniu.
Tony jak zwykle wykorzystywał moje zdolności do dokuczania Hulkowi. Nie skomentowałam jego zachowania, machając na to ręką. Po wielu upomnieniach dałam sobie spokój i pozwalałam robić miliarderowi, co chciał. Twórca Iron Mana wykorzystywał to oczywiście, ale na to również się uodporniłam.
- Jakoś nie mam do tego głowy. Może zabierz Clinta i Tashę? - Zaproponowałam, poprawiając kilka kosmyków, które wypadły z mojej kitki.
- Nie chcę oglądać, jak obściskują się po kątach - powiedział tylko, zerkając na mnie znad kolorowych szkieł jego nowych okularów. Znów zbyłam jego komentarz, który oczywiście nie miał w sobie nic prawdziwego. Wszyscy wiedzieliśmy, że tamta para, nawet jeżeli istnieje, jest bardzo dyskretna. Tak dyskretna, że nawet teraz nie wiedziałam, gdzie byli. Nie miałam również pojęcia, co robił Steve, ale tym się nie przejmowałam. Był dużym chłopcem.
- Idź sam - bąknęłam w końcu, zbierając z blatu kuchennego długopis i zbiór krzyżówek. Ruszyłam w stronę wyjścia z domu, zbierając po drodze wiosenną kurtkę. Lato zbliżało się wielkimi krokami, podczas gdy mi brakowało budyniu.
- Gdzie idziesz? - Zapytał uprzejmie Banner, wciąż zajęty swoją lekturą.
- Skoczę po jedzenie. Chcecie coś? - Zapytałam również grzecznie, wiedząc, że moja moc już nie oddziałuje na mężczyznę, który siedział kilkanaście metrów dalej.
- Kup mi batonika - poprosił zrezygnowany Stark, siadając na kanapie. Moja odmowa, a co za tym idzie, wolny wieczór, musiała go bardzo przybić. Zanotowałam w głowie, by zlitować się nad nim i przynieść ze sklepu jakieś słodycze. Już miałam wychodzić, kiedy w progu stanęła masywna postać odziana w czerwoną pelerynę.
- Thor! - Pisnęłam, przytulając się do Asgardczyka. Twarzy przybysza nie rozświetlił jednak tak znajomy mi uśmiech. Zaczęłam się martwić.
- Witajcie, przyjaciele. Przynoszę ze sobą złą nowinę.
Na chwilę wstrzymałam oddech, otwierając szerzej oczy. Zaczęłam się zastanawiać, co takiego mogło się wydarzyć podczas nieobecności gromowładnego. I czy nie reagowałam na wszystko zbyt gwałtownie? Uspokoiłam nieco oddech, przybierając ten sam wyraz twarzy, co dopiero przybyły do salonu Rogers. Nie miałam czasu, żeby zobaczyć miny pozostałych, ale usłyszałam lekkie, prawie niewyczuwalne kroki Tashy i te cięższe- Bartona.
Mogłam być niemal pewna tego, że bez względu na powagę sytuacji, Tony uśmiecha się głupkowato, a Bruce delikatnie odkłada na bok swoje książki.
- Mój brat, Loki, wydostał się z asgardzkiego więzienia. Obawiam się, że niedługo nawiedzi Midgard.
Sens słów dotarł do mnie dopiero po chwili. Słyszałam o tym, jakich szkód narobił bóg kłamstw w Nowym Jorku, nie wiedziałam jednak nic poza tym, że naprawdę łatwo zostać przez niego oszukanym. Spięłam się nieco, odwracając wreszcie wzrok od Thora. Reszta Avengersów nie wyglądała na przejętą.
Czy tylko ja się tak bałam?
Nie tylko, ja też się ,,bałam'' i boje :) Powodzenia w dalszym pisaniu! :*
OdpowiedzUsuńhttp://war-of-creatures.blogspot.com/
Świetne opowiadanie, niestety wygląd jest... zły :/ Zbyt prosto i nie upożądkowanie :/
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://arbuzikworld.blogspot.com/
czekam na szablon, blog ma dopiero kilka godzin, ale dziękuję :)
Usuń@Arbuzik World, a widziałaś jak wygląda Twój blog? Ten jest o wiele przyjemniejszy jeśli o sam wygląd chodzi.
UsuńOpowiadane cudne, pomysłowe i troszke zabawne, ale z wygladem cos zrob
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój płynny sposób pisania :)
OdpowiedzUsuńCzytelnik się przy tym nie męczy :)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i na szablon :)
Pozdrawiam i mam nadzieję, że się odwdzięczysz:
czarrnystroz.blogpost.com
Ojejku tyle czytania :) Nie lubię czytać tak długich opowiadań, ale to naprawdę bardzo mi się podobało i choć jest naprawdę długie czytałam je z wielką lekkością. Jestem pod dużym wrażeniem, naprawdę bardzo dobrze piszesz. Dodaję Cię do obserwowanych i czekam na dalszą część ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawia Anka
zapraszam do siebie http://ania9716.blogspot.com
Na początku ciężko mi się czytało, ale później było już z górki. Może dlatego, że opowiadanie mnie wciągnęło. Masz specyficzny styl pisania przez co tekst jest napisany płynnie i nie można nic dodać ani nic ująć. Czekam na kolejny rozdział C:
OdpowiedzUsuńObserwuję jako N.Baggins.
Zapraszam do mnie:
http://czarnabandera.blogspot.com
Opowiadanie świetne! *,*
OdpowiedzUsuńOczywiście obserwuję i zapraszam do mnie: jumcia.blospot.com
super opowiadanie, troszeczkę za dlugie ale jakoś poszło :) oczywiście obserwuje :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział III (czarnystroz.blogspot.com)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za spam :D
Pozdrawiam ;)
Telewizjer <333 Jeżeli jest ktoś, kto nie lubi Thora, chcę go spotkać i zapytać, co go tak skrzywiło.
OdpowiedzUsuńBohaterka ma ciekawą moc. Będą musieli uważać, jak zamierzają zabrać ją na pole bitwy. A jaki ma niewyczerpany komediowy potencjał: "Nancy!" "Co?" "PÓŁ METRA W LEWO"
Całkiem nieźle się czyta, momentami nie przekonują mnie Avengersi w twoim wydaniu, ale mają czas się wyrobić ;) Będę czytać dalej.
pozdro, latrans
http://zimni-ff.blogspot.com
Bardzo się cieszę ze tu trafiłam, bo właśnie przeżywam swoją wielką miłość do Lokiego i z przyjemnością będę dalej czytać to ff :*
OdpowiedzUsuńNa Onecie to polecali, więc spróbuję przeczytać
OdpowiedzUsuń