niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział IX

 Przepraszam Was, kochani, za tak długą nieobecność na blogu! Oto dziewiąty rozdział, napisany przed chwilą, także za błędy przepraszam. :)
Ślicznie dziękuję za każdy komentarz, naprawdę mięknie mi od nich serduszko. Cieszy mnie również to, że każdego dnia zagląda tu pewna liczba osób... To wspaniałe!

ROZDZIAŁ IX

Przedmiot pokonywał odległość między nami w zastraszająco wolnym tempie. Byłam niemal pewna, że Loki używał już tej swojej diabelskiej magii. Po co oddawał mi broń i tym samym ofiarował szansę na walkę z nim, kiedy tak naprawdę ograniczał moje możliwości swoimi sztuczkami?
Wkurzyłam się mocno, kiedy nóż skręcił w ostatniej chwili, mijając Laufeysona zaledwie o włos. Tupnęłam wściekle nogą, widząc jego zadowolony z siebie uśmieszek.
- Nie grasz czysto! - rzuciłam ze słyszalną pretensją, marszcząc przy tym brwi. Rozśmieszyło go to.
- Sama nazwałaś mnie kłamcą, Midgardko. - odpowiedział beztrosko, odsyłając dwa noże w moją stronę. Chwyciłam je pewnie, w głowie układając plan. Musiałam jakoś pokazać temu kosmicie, że ze mną się nie zadziera. Tylko co miałam zrobić? On używał magii, a ja miałam do pomocy jedynie własne ostrza i nieprzytomnego Kapitana Amerykę, który leżał gdzieś pod ścianą. Odwróciłam się na chwilę w kierunku przyjaciela, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. To był błąd.
W chwili, gdy straciłam Asgardczyka z oczu, ten znalazł się bliżej mnie i przygotował na mój atak. Tak więc, kiedy rzucałam nożem za siebie, starając się trafić boga z zaskoczenia, natrafiłam jedynie na wesoły błysk zielonych oczu. Zdążyłam jeszcze krzyknąć i to było wszystko, co mogłam zrobić.
Loki musiał przeteleportować nas w losowe miejsce, gdyż zaraz po odzyskaniu przeze mnie zmysłu wzroku, dostrzegłam, że zaczął rozglądać się po okolicy z typowym błyskiem niepokoju w szmaragdowych oczach. Znajdowaliśmy się w ciemnym zaułku jakiejś ulicy. Gdzieś w oddali słychać było dźwięki klaksonów i ludzkiego gwaru.
Niewiele myśląc chwyciłam pewniej nóż i rzuciłam go w stronę rozkojarzonego mężczyzny. Brunet nie odwrócił się nawet o milimetr w moją stronę, gdy broń przemieszczała się w kierunku jego boku.
Z rozdrażnieniem zauważyłam, że ten zdezorientowany kosmita był tylko iluzją.
- Spodziewałem się po tobie właśnie czegoś tak żałosnego. - usłyszałam zaraz przy moim uchu, przez co drgnęłam nerwowo. Zimne palce powoli odgarnęły włosy z mojego karku, zatrzymując się na dłużej w okolicy obojczyka. Naprawdę starałam się zdusić w sobie potrzebę ucieczki i stać nieruchomo, ale to było tak trudne... - Wy, śmiertelnicy, jesteście tak krusi... - kontynuował wędrówkę po mojej skórze, podszczypując mnie w szyję.
- Zostaw mnie. - wydusiłam szeptem, na co zaśmiał się uroczo.
- Myślisz, że cokolwiek znaczysz? Użyję cię do własnych celów, wykorzystam i porzucę jak najzwyklejszy śmieć. - cedził słowa z wyczuwalną nienawiścią, dokładnie wymawiając każdy wyraz. Łzy stanęły mi w oczach dokładnie w tej chwili, w której zabrał swoją dłoń. Zamknęłam oczy, zaciskając zęby i czując, jak bardzo się trzęsę.- A teraz mnie posłuchaj. Będziesz grzeczną dziewczynką i wypełnisz moje rozkazy, albo... - tu przejechał dłonią po długości mojego ramienia-od łokcia do nadgarstka - Porozmawiamy inaczej. - nie miałam siły protestować. Ten typ po prostu mieszał mi w głowie, sprawiał, że nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Chwyciłam mocno jego przedramię, gdy dotknął mojego policzka.
- Zabieraj łapy. - warknęłam, odsuwając się natychmiast. Bóg spojrzał na mnie z wściekłością. Ręka, która jeszcze chwilę temu zostawiała uczucie chłodu na moim ciele, nadal wyciągnięta była w geście, którym Loki mamił mój umysł. Laufeyson zatrzymał się, jakby zastygł na kilka sekund, po czym gwałtownym ruchem zabrał dłoń, przybierając na twarzy wyraz istnej wściekłości.
- Jestem twoim panem. Masz się mnie słuchać. - wycedził, sycząc ze złości. Mówienie musiało być naprawdę trudne przy tak mocno zaciśniętych ustach. Przeraziłam się, gdy tak na mnie patrzył. W jednej chwili zapragnęłam uciec i zniknąć ze świata żywych na zawsze, byle tylko uniknąć gniewu kłamcy. - A teraz uważaj, nieposłuszna istoto. - kontynuował już spokojniejszym tonem, zbliżając się do mnie krok po kroku, patrząc prosto w moje oczy i odbierając na powrót marną namiastkę poczucia bezpieczeństwa. W tamtej chwili przypomniało mi się wszystko, co słyszałam o nim od Thora, jego przybranego brata. Wszystkie okropności, jakich doświadczył w życiu, to, że dla ich ojca zawsze był na drugim miejscu. Jego prawdziwe pochodzenie, które ukrywane było przed nim przez tyle lat... Nie wiem, dlaczego te informacje zalały moją głowę akurat w tamtym momencie. W jednej chwili za to wyzbyłam się jakiegokolwiek strachu do tego mężczyzny. Patrzyłam w jego zielone tęczówki i chyba pierwszy raz odkąd go poznałam- nie czułam strachu. Asgardzki bóg znów podniósł swoją dłoń, grożąc mi samym gestem. Stałam nieruchomo, po prostu wpatrując się prosto w jego oczy. Nie myślałam w tamtej chwili o niczym konkretnym, choć w głowie huczały mi wspomnienia rozmowy z Thorem. Nie potrafiłam otworzyć ust. Laufeyson zatrzymał się w niebezpiecznej dla mnie pozycji, odwzajemniając moje spojrzenie. Chwilę trwało, zanim zrozumiał, co się z nim stało. - Jak to zrobiłaś? -zapytał głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Spojrzałam na jego dłoń i od razu pojęłam, co chodziło mu po głowie. Czyżby moja zdolność hamowania mocy naprawdę działała na Lokiego Laufeysona, boga kłamstw i psot, lodowego olbrzyma, wielkiego czarodzieja z obcej planety? Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Po prostu uśmiechnęłam się kącikami warg. Czarnowłosy skwitował to kwaśnym grymasem. Pokręcił głową z pogardą, zapewne odkładając odpowiedź na to pytanie na później i powracając do przerwanej wypowiedzi.Nie pozwoliłam mu jednak podjąć wcześniejszego wątku, otwierając usta i zbierając się w sobie.
- Dlaczego robisz to wszystko? Do czego jestem ci potrzebna?- starałam się, by w moim głosie nie było słychać aż tyle żalu, nie udało mi się to jednak. Mężczyzna odwrócił ode mnie wzrok, rozglądając się dookoła. Nawet nie pomyślałam o tym, żeby go wtedy zaatakować. Miałam już po dziurki w nosie naszych ciągłych kłótni i bijatyk. Chciałam z nim po prostu porozmawiać. Przecież też był człowiekiem, w jakimś tego słowa znaczeniu. Miał uczucia, trudną przeszłość i plany, które wypełniał każdego dnia.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć? Skąd mam mieć pewność, że nie wygadasz się T.A.R.C.Z.Y., jak to zrobiłaś wcześniej? - pytał podejrzliwie, oceniając mnie nieufnym spojrzeniem. Po prostu uśmiechnęłam się i usiadłam na brudnej ziemi w cichej, ciemnej, ciasnej uliczce.
- Po prostu mi zaufaj. - rzuciłam beztrosko. To nie mogło być prawdą. Dwójka tak różnych od siebie osób, z kompletnie innych światów, starająca się zrozumieć siebie nawzajem w nieznanym im miejscu, z życiem, tętniącym tuż za rogiem.
Loki najwyraźniej doszedł do tego samego wniosku, bo prychnął tylko, zanim usiadł, odgarniając czarne włosy do tyłu. Dzieliło nas kilkadziesiąt centymetrów, przez co dokładnie mogłam przyjrzeć się szczegółom jego twarzy.
- Zapewniam cię, że jeżeli to jakaś sztuczka... - położyłam mu palec na ustach. Oboje byliśmy tak samo zdziwieni tym gestem. Szybko zabrałam rękę, puszczając mu oczko. Nie mogłam pojąć, co było powodem mojego niecodziennego zachowania. Kiedy stałam się tak pewna siebie?
- Opowiadaj. - zachęciłam boga, który wahał się jeszcze tylko chwilę.
 - Przybyłem na Midgard, by pokazać Odynowi, jak bardzo mylił się w stosunku do swojego syna- pokonać Thora tak, by jego klęska zapisała się na kartach historii. - zaczął jakby niepewnie, patrząc na mnie uważnie spod przymrużonych powiek. Pokiwałam głową, zachęcając go opowiedzenia dalszej historii. - Z początku miała mi w tym pomóc Amora, wycofała się jednak w ostatniej chwili, przez co zmuszony byłem szukać pomocy w pokonaniu mojego wroga. Thor wciąż jest silniejszy ode mnie, gdy posiada Mjölnir, postanowiłem więc zdobyć Tesserakt. Wkrótce po przybyciu do tego miasta straciłem wiarę w powodzenie mojego planu. Sześcian był dla mnie niedostępny, nie mógłbym go posiąść bez czyjejś pomocy. - myślami powróciłam do czasu, gdy dowiedzieliśmy się o pojawieniu się boga na Ziemi. Byliśmy niemal pewni, że osoba ta pragnie przejąć władzę nad ludzkością i zniewolić mieszkańców tej planety. W końcu swoje przybycie obwieścił kilkoma naprawdę poważnymi zniszczeniami... Gdybyśmy od razu wiedzieli, że chodzi o Thora... - Wpadłem więc na pomysł ściągnięcia przyjaciół mojego brata i porwania jednego z nich, w celu dostania okupu. - Tak, to zapewne dlatego zrobił wokół siebie takie zamieszanie- żeby zobaczyć się z nami jak najszybciej. - Padło na ciebie. Plan wydawał się dość łatwy do zrealizowania, wystarczyło tylko zaszyć się gdzieś z zakładnikiem i poczekać. Nie przewidziałem jednak, że będziesz w kontakcie z resztą tych śmiesznych przebierańców, przez co zbagatelizują moje groźby i o negocjacjach będę mógł tylko pomarzyć. - uśmiechnęłam się mimowolnie, wspominając chwilę, w której wymyśliłam plan wydostania się z kryjówki zielonookiego. - Twój plan dał mi nadzieję na odzyskanie broni, dzięki której miałem zdobyć przewagę nad moim przyrodnim... Uh, bratem. No i wtedy mnie wydałaś. - skinęłam głową, rozmyślając nad okolicznościami, w których się rozstaliśmy. Nawet w tamtej chwili, na brudnym, wilgotnym podłożu, z mało wrogim Lokim przed sobą, potrafiłam przypomnieć sobie doskonale jego pełne żądzy mordu spojrzenie. Przeszły mnie ciarki, gdy tak o tym myślałam. - Nie mówię oczywiście, że ci zaufałem, Midgardko. Nie widziałem innego wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, dlatego skusiłem się na twoją propozycję. Gdy trafiłem do więzienia T.A.R.C.Z.Y., olśniło mnie. Podsłuchałem rozmowę strażników, mówili o tobie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że możesz mieć tak ciekawy dar. - spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem, pokazując przy tym swoje białe zęby. - Odczekałem chwilę, po czym uciekłem. Resztę historii zapewne znasz. - otrzepał ręce z ziemi, krzywiąc się z niesmakiem.
Myślałam intensywnie nad historią, którą mi opowiedział. Czy chce wykorzystać mnie do osłabienia Thora? Ma zamiar go zabić? Planuje przejąć władzę w Asgardzie?
- Nie możesz użyć mnie jako broni przeciwko twojemu bratu. Ciebie też osłabiam. - palnęłam pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy, czekając na reakcję boga. Ten tylko wzruszył ramionami. Dopiero zwróciłam uwagę na to, że nawet tak błahy gest w jego wykonaniu sprawiał wrażenie pełnego gracji i nonszalancji.
- Dopiero zaczęłaś. Masz jakieś ograniczenia zasięgu? O ile powinienem się oddalić od mojego przeciwnika, żeby twoje oddziaływanie mnie nie obejmowało? - prychnęłam, gdy stwierdziłam, że pyta całkowicie poważnie.
- Chyba nie myślisz, że wydam przyjaciół? Że ich zdradzę i pozwolę ci zabić Thora? - Loki zwrócił na mnie zdziwione spojrzenie, które zaraz zniknęło, ustępując miejsca prawdziwej złości.
- Sądziłem, że skoro groźby na ciebie nie działają, będziesz chciała porozmawiać ze mną bez nacisku. Nie po to opowiadałem ci całą historię, byś teraz się buntowała!  Nie rozumiesz tego, Midgardko? Nie ważne, jaki wybór podejmiesz, pomożesz mi w moim planie, czy tego chcesz, czy nie. - zaśmiał się cicho, patrząc prosto w moje oczy. Przełknęłam ślinę, mrugając szybko.
- Nie mogę ci pomóc, nie zrobię tego. - rzekłam spokojnie, na co Loki odpowiedział szerszym otworzeniem oczu.
- Jesteś niemożliwa. Czego chcesz? Bogactwa? Władzy? - był tak zdesperowany w swoim wyliczaniu, że nie zauważył mojego uśmiechu. Czułam do niego taką litość...
- Gdybym nie była potrzebna, zabiłbyś mnie, prawda? - przerwałam mu ze smutnym uśmiechem. Zamknął usta, zaciskając szczękę. Na jego skroni widać było niebieskie żyły, które pulsowały w równym tempie.
- Czego chcesz? Jak cię przekonać?
-  Nie zabijaj go. Oszczędź ich... - w moich oczach stanęły łzy. Byłam niemal pewna, że w końcu ktoś znajdzie nas i Loki zniknie tak szybko, jak się pojawił. Pragnęłam coraz bardziej, by Thor zjawił się tu i raz na zawsze pozbył się swojego przybranego brata. Zdjęłam okulary, by przetrzeć mokre policzki. Nie wiem, kiedy pozwoliłam łzom płynąć. Laufeyson patrzył na tę scenę z maską obojętności na twarzy. Nawet nie mrugnął okiem. - Możesz zabić Odyna, każdego, tylko nie moich przyjaciół... - cichy szloch odebrał mi głos. Spuściłam głowę, patrząc na słone krople miarowo uderzające o wilgotny, pokryty mchem bruk. 
- Ależ Nancy - wzdrygnęłam się, słysząc ten pełen jadu i udawanej uprzejmości głos, wypowiadający moje imię. Zimne palce chwyciły mój podbródek, unosząc go do góry. Krótką chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. - Ja nie chcę tronu. Pragnę zemsty.

10 komentarzy:

  1. Siemanko, no no muszę przyznać udało ci się mnie mile zaskoczyć. Znając FF z Lokim za cholerę jej nie zabije ale u mej uciesze zabije kogoś innego ^^ Pozostaje im życzyć powodzenia.Nawet gdyby to udowodnić Odynowi mniejszość Thora będzie zajebiście trudno.Mam nadzieję że wykonasz to w dość dziwny aczkolwiek intrygujący sposób
    Pozdrawiam Lupin

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, nie no extra! :)
    Bardzo mi się podobało, jestem ciekaw co będzie dalej, co zrobi Loki - lubię go :)
    Życzę Weny :*

    darykhyrezis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. To słowo chuba najlepiej oddaje urok tego rozdziału. Był po prostu piękny.
    Nancy przestała się bać Lokiego, gdyż dostrzegła w nim osobę, a nie bezlitosnego potwora, a Loki jak zawsze chce wszystko popsuć XD Opowiedział swój plan, zdradzając trochę swych emocji, i pragnie ją teraz "zastraszyć". Pokazać, że i tak już nie ma wyboru.
    Wszystko zrobiłaś tak perfekcyjnie...
    Oby wena Cię nie opuszczała, gdyż bardzo chcę poznać ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post. Czekam na dalszy. Trochę się wciągnełam

    http://this-is-paranormal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Woah! Świetny rozdział, brawo! świetnie opisujesz zachowanie Lokiego, aż mnie dreszcze przechodzą, gdy czytam, jaki jest czarujący i otumaniający... Ale zaskoczyłaś mnie, bo każdy pewnie spodziewał się walki a tu rozmowa... Która oczywiście była poprowadzona bardzo dobrze. Rozbawiła mnie trochę ta sytuacja, gdy wyobraziłam sobie, jak Loki siada na bruku i próbuje spokojnie rozmawiać :D
    Twoje opisy oraz uwagi i spostrzeżenia są inteligentne, prawdziwe i do tego okraszone humorem. idealnie! Oby tak dalej :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow :O
    Mamy kolejny rozdział. Piękny♥. Ja nie wiem dlaczego, ale jak wchodzę na Twojego bloga, przeczytam kolejny rozdział i chcę skomentować to nie umiem ;c. Po prostu nie wiem co pisać, z każdym postem intrygujesz mnie jeszcze bardziej. Pewnie będę się powtarzać, ale piszesz zjawiskowo i tak jak już pisałam wcześniej mam nadzieję, że przeczytam kiedyś twoją książkę. ;)
    Pozdrawia Anka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpadam czytać rozdział i jak zwykle( do czego się już przyzwyczaiłam) uderza mnie ta cudowna osobowość Lokiego, jaką tu kreujesz. Jest taki czarujący, taki... że po prostu nic, tylko wzdychać do monitora i podziwiać te opisy, te dialogi, swoją drogą świetnie poprowadzone. :) Miło jest tak o nim poczytać i poprawiać sobie humor :D ahhh...^^ Świetnie, coraz bardziej uzależniam się od tego opowiadania!
    Życzę Szczęśliwego Nowego Roku! :* Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju! ♥ Czy tylko mi przy wypowiedziach Lokiego brzmiał w głowie głos Toma? Do tego dołączę wstrzymywanie oddechu i ciarki na ciele
    Wreszcie przeczytałam ten rozdział i jestem nim oczarowana. Znam wiele blogów o Lokim i jego niecnych zamiarach, ale twój jest zdecydowanie najlepszy, bo towarzyszą mi emocje (oraz zachowania wyżej wymienione) i co najważniejsze nie ma nieszczęśliwie zakochanego Boga. Dobra robota, czekam na więcej i życzę szczęśliwego Nowego Roku :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem zaskoczona tym, ze Loki tak po prostu wyznaje cały swój plan osobie, której de-facto nie powinien ufać...hmmm...trochę mnie tym zaskakujesz, dezorientujesz no i ostatecznie ciekawisz, aż mnie ciekawi, co zrobisz z nimi jeszcze

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałabym być tak blisko Lokiego ! Ten dotyk, to spojrzenie... Mraaauuuu <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze- motywują mnie do dalszej pracy! <3